środa, 28 października 2020

Land Rover Range Rover Evoque Convertible 1:43 TSM

Jako dzieciak zastanawiałem się, czemu Land Rover produkując Defendera i Discovery swój flagowy model sprzedaje, jako Range Rover. Wszak to logika godna umysłu, co najmniej Marka Suskiego. Przyczyna była prozaiczna. Chodziło tylko o to, by wyraźnie odróżnić luksusowego Range od roboczego osiołka, jakim był Defender.



Równie prosta i nieskomplikowana jest historia samego Land Rovera. Pierwszy LR Defender powstał w 1948 roku. W 1967 firma połączyła się z Triumphem, a rok później powołano do życia British Leyland Motor Corporation. Firma skupiała największych brytyjskich producentów. Po znacjonalizowaniu firmy w 1975 znów zmieniono nazwę, tym razem na British Leyland. Trzy lata później powstał Land Rover Limited, wciąż jednak był częścią British Leyland. Sam koncern zaczął popadać w coraz większe problemy finansowe. Jedynym widocznym efektem wielu restrukturyzacji była następna zmiana nazwy na Rover Group. Światełkiem w tunelu miało być przejęcie Rovera przez niemieckie BMW. Dość nieoczekiwanie Bawarczycy sprzedali Land Rovera Fordowi w 2000 roku. Mariaż Brytyjczyków z kowbojami przetrwał całe osiem lat. Wciąż niedochodowe przedsiębiorstwo po ośmiu latach odsprzedano Tacie, czyli Tata Motors. Dla hinduskiego producenta była to przepustka do światowej motoryzacji. Fani marki mieli bardzo mieszane odczucia. Jak pokazał czas, były one zupełnie nieuzasadnione.


W 2011 roku Land Rover pokazał pierwszy model opracowany pod skrzydłami Tata Motors. Range Rover Evoque wszedł na rynek z buta. Dynamicznie zaprojektowany niewielki SUV zapowiadał nową linię stylistyczną dla kolejnych modeli LR. Mimo dużej powierzchni nadwozia i stosunkowo niewielkich okien karoseria Evoque nie sprawia wrażenia ciężkiego. Wprost przeciwnie. Sposób zaprojektowania grilla i reflektorów nadaje niezwykłej dynamiki autu. Można odnieść wrażenie, że wiatr owiewający Range’a wyciąga krańce reflektorów ku masywnym nadkolom. Ich przedłużeniem są wloty powietrza umieszczone za nadkolami i nachodzące aż na przednie drzwi. Niesamowity detal, który pięknie komponuje się z agresywnie unoszącą się ku górze linią okien bocznych. Całości dopełniały masywne aluminiowe felgi, z których najmniejszy rozmiar to siedemnaście cali. Jednak im większe tym lepsze. 


Człowiekiem odpowiedzialnym za design najnowszego Range’a był Gerry McGovern. To jego wizja sprawiła, że konkurenci ze Stuttgartu i Monachium ukrywali GLK i X1 w najciemniejszych kątach salonów. Range Rover spowodował, że inne SUV-y i crossovery wyglądały, jak pojazdy z innej epoki. Śmiało można powiedzieć, że Evoque przywrócił dumę na oblicza synów Albionu.


Wnętrze nawiązywało do stylu nadwozia. Wąski pasek biegnący wzdłuż deski rozdzielczej nawiązywał do przedniego pasa. Sama deska wyłożona została miękką skórą. Zegary umieszczono w modnych wtedy tubach. W standardzie dostępny był także dotykowy wielofunkcyjny ekran. Tunel środkowy zaskakiwał swoją szerokością. Bardzo efektownie prezentuje się pokrętło do zmiany biegów. Znane już z Jaguara XF, świetnie zaadaptowano w Evoque. 


Do napędu Range Rovera użyto silników znanych z Jaguara. Turbodoładowana benzynowa jednostka 2,0 generowała moc 240KM. Ponadto można było wybrać dwie jednostki Diesla o różnych wariantach mocy. 2,0TD to 150 i 180KM a 2,2TD oferowała także 150KM i 190KM. W najsłabszych wariantach mocy dostępna była sześciobiegowa manualna skrzynia. Pozostałe można było zamówić tylko z sześcio lub dziewięciobiegowym automatem. Najsłabsze Diesle można było kupić z napędem tylko na przednią oś. Pozostałe wersje oferowano z napędem na obie osie. 


Początkowo Evoque dostępny był z trzy i pięciodrzwiowym nadwoziem. W marcu 2012 roku pokazano wersję kabriolet nazywaną Convertible. Bazował on na trzydrzwiowej wersji. Różnił się przede wszystkim mocniej nachyloną przednią szybą, natomiast nadwozie poniżej linii okien niczym się nie odróżniało od wersji ze sztywnym dachem. 


Nasuwa się pytanie, po co powstał Evoque Convertible? Jedyną rozsądną odpowiedzią, jaka przychodzi mi do głowy, to możliwość przemierzania nadmorskich promenad w Monaco, Miami, Los Angeles czy Dubaju, ciesząc się słońcem czy bryzą znad morza.  Dlaczego w otwartym SUV? Bo mogę.  Dla mnie to przykład samochodu, który jest zaprzeczeniem tezy, że obecnie musi być on praktyczny. To jeden z ostatnich modeli mających dawać posiadaczowi przede wszystkim radość.


Po grudniowej giełdzie, z której przywiozłem dziesięć modeli, żona poprosiła mnie bym nieco zwolnił z zakupami. W gablotach już dawno przestały się mieścić, a i szafa zdawała się dobiegać kresu swoich możliwości. Dlatego możecie wyobrazić sobie minę Kasi, gdy w poniedziałek do drzwi zapukał kurier i zostawił dwie kolejne paczuszki. Na chybił trafił otworzyłem pierwszą i zaniemówiłem z wrażenia. 


Model w kolorze phoenix orange z czarnymi felgami i elementami wykończenia karoserii powala. Moc i dynamika zaklęte w tej miniaturze, aż biją po oczach. Możecie mi wierzyć, że ciężko znaleźć właściwe słowa do opisania piękna tego modelu. Każdy detal to doskonale dopracowany szczegół. Tu nie ma miejsca na jakąkolwiek wadę lakieru, jakieś braki odlewu. Czarne osłony wlotów powietrza ozdobione są misterną krateczką. Wzór felg i jakość ich wykonania to klasa sama w sobie. Każdy łebek śruby mocującej jest dokładnie widoczny dzięki polakierowaniu go srebrnym kolorem. W centrum felgi dumnie widnieje idealnie wklejony znaczek Land Rover. Osłony silnika i dyfuzor z tyłu, tak jak felgi i lusterka pomalowano czarnym lakierem z połyskiem. Doskonale widać każde przetłoczenie nadwozia. Jakość lakieru to poziom z samego topu producentów.


Światła i grill przypominają Predatora. Agresywny styl przodu podkreślają przetłoczenia umieszczone za kloszami reflektorów. Model sprawia wrażenie jakby zaraz miał zerwać się z piskiem opon z podstawki. 


Tył prezentuje się równie efektownie. Klosze tylnych lamp idealnie oddają wygląd pierwowzoru. Pięknie wyeksponowano znaczek Land Rover. Czarna poprzeczka biegnie przez całą szerokość klapy bagażnika. Pod nią widać wypustkę z kamerą cofania. Z kolei nad klapą umieszczono dwukolorowy spojler. 


Wnętrze w niczym nie ustępuje nadwoziu. Czarny matowy plastik, z którego wykonano fotele doskonale imituje skórzaną tapicerkę. Jakość detali na desce rozdzielczej może przyprawić o ból głowy. Perfekcyjnie umieszczone kalkomanie na kole kierownicy, zegarach i tunelu środkowym znakomicie oddają elementy wyposażenia. Wykończenie boczków drzwi stanowi klasę samą w sobie. 


Całości dopełniają czarne kalkomanie Range Rover na pomarańczowym nadwoziu. To prawdziwa wisienka na torcie. 


Model bez wad? Nie do końca. Jakość klamek w drzwiach zostawia nieco do życzenia. Odlano je razem z nadwoziem. Także półmilimetrowa szpara między szybą a słupkiem A również nie przystoi. Najbardziej jednak doskwiera brak pasów bezpieczeństwa. Skoro dodano element sterowania oświetleniem i dachem na przedniej szybie, to pasy powinny być tym bardziej. 


Producentem modelu jest TSM, dlatego nikogo nie powinna dziwić jakość wykonania miniatury. Równie atrakcyjna była jego cena. 150 PLN za tak wykonany model uznałem za okazję, jakiej nie wolno było przegapić. Absolutnie nie żałuję, jedynie karcący wzrok żony nieco sprowadził mnie na ziemię. Lecz gdy pokazałem jej Evoque stwierdziła, że warto było.















2 komentarze:

  1. Cześć Arek :)

    Czy nie było przypadkiem tak , że przy projekcie wnętrza Evoque swoje zgrabne rączki maczała Victoria Beckham?
    Modelik jest wspaniały , dużo energii dodaje mu ten piękny kolor. Nad polskim morzem nie był byś samotny w tym samochodzie :)

    Pozdrawiam Was!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Tak, masz rację. Choć była to wersja specjalna Evoque. Fabrykę opuściło zaledwie 200 egzemplarzy Range'a by VB.
      Tak przy okazji, żona właśnie zabroniła mi wyjazdu nad Bałtyk. Trudno, pojadę na Teneryfę :D
      Pozdrawiamy!

      Usuń