sobota, 18 stycznia 2020

BMW Z8 1:43 Minichamps


Chyba każdy z nas ma swój ulubiony film bądź serię filmów. Dla mnie takowymi są przygody Jamesa Bonda. Nie pamiętam dokładnie roku, w którym po raz pierwszy zetknąłem się z nim na ekranie telewizora. Na pewno były to lata osiemdziesiąte, a ja wgapiałem się w odbiornik, chłonąc wartką akcję „Szpiega, który mnie kochał”. W postać Bonda wcielił się Roger Moore, aktor bardzo lubiany przez moją mamę od czasu występów w serialu Święty. Przez wiele lat uważałem sir Rogera za najlepszego odtwórcę agenta JKM. 


Duży luz, poczucie humoru i to nieuchwytne „coś” w wyrazie twarzy. Grał jakby od niechcenia. Jednak zawsze wypadał co najmniej dobrze. Nigdy nie dostrzegłem u niego zmęczenia rolą, jakże wyraźnego u Seana Connery’ego w „Diamenty są wieczne”. Urok osobisty Moore’a dodawał autentyczności 007 w scenach z kolejnymi partnerkami, czy w chwilach, gdy zamawiał kolejne Martini – wstrząśnięte, nie zmieszane.

Moore pewnie do dziś byłby na moim topie Bondów, gdyby nie obecny odtwórca roli, Daniel Craig. Jasnowłosy Anglik sposobem gry usunął w cień swoich poprzedników. Surowy niczym kawał steka z wołowiny wagyu, twardy jak skała, lecz niepozbawiony uczuć. Scena z „Casino Royale”, gdy zostaje uwięziony i torturowany przez swego antagonistę, Le Chiffre, to kwintesencja nowego Bonda. Możesz go pobić, ale nie zdołasz pokonać. Stuprocentowy Brytyjczyk! Moim zdaniem najlepiej łączy cechy dotychczasowych Bondów. Siłę Connery’ego, dowcip i autoironię Moore’a, szorstkość Daltona oraz urok Brosnana. O Lazenbym wspomnę przy innej okazji.

Oczywiście zdaję sobie sprawę jak wiele zależy od scenariusza i reżyserii. Craig miał raczej szczęście do obu warunków, choć z kina po seansie „Quantum of Solace” wychodziłem bardzo rozczarowany. To chyba jeden z najgorszych filmów o 007, a jednak Craig wyszedł z niego obronną ręką.

Oprócz nieustraszonego agenta ważną rolę w serii od zawsze odgrywały samochody. Ulubioną marką 007 jest Aston Martin, którego modele pojawiały się aż w 10 odcinkach serii. Oczywiście super agent powinien jeździć super autem, najlepiej produkowanym w kraju, z którego sam pochodzi. Aston idealnie pasuje do tej koncepcji. Jednak nie posiadał monopolu na udział w filmach o Bondzie. Ze względu na duże kłopoty marki w 1986 roku firma trafiła do grupy Ford Motor Company. Paleta modeli była mocno przestarzała, co doskonale widać w piętnastym odcinku pt. „W obliczu śmierci” z 1987 roku, w którym Timothy Dalton jeździł modelem V8. W „Licencji na zabijanie” zabrakło już Aston Martina, a Bond poruszał się koszmarnym Lincolnem Mark VII.

„Licencja na zabijanie” została bardzo chłodno przyjęta przez widzów. W USA zysk z filmu ledwie pokrył koszty produkcji. Rodzina Broccoli posiadająca prawa do ekranizacji przygód agenta MI6 rozważała zakończenie produkcji serii. Tym bardziej, iż wiele osób związanych z produkcją filmu zapowiedziało zakończenie współpracy, między innymi reżyser pięciu odcinków serii - John Glenn, czy autor scenariuszy do trzynastu odcinków - Richard Maibaum. Producent Albert Broccoli uznał, iż jeśli Bond ma przetrwać, musi narodzić się na nowo. Cud narodzin trwał długie 6 lat.

W tym czasie opadła żelazna kurtyna dzieląca Europę,  ZSSR przestało istnieć, a wyścig zbrojeń między mocarstwami zastąpiony został wyścigiem technologicznym. Mając powyższe na uwadze producenci uznali iż film będzie doskonałym nośnikiem dla nowych technologii oraz miejscem na reklamę.

Pierwszym filmem, jaki nakręcono według nowej filozofii był „GoldenEye” z 1995 roku.

W rolę Bonda wcielił się Pierce Brosnan. Miał wnieść więcej świeżości i humoru. Do tego był o 10 lat młodszy niż Timothy Dalton. Rola szefa MI6, M, po raz pierwszy przypadła kobiecie. Był to swoisty ukłon wobec rosnącej roli pań w świecie. I trzeba przyznać, iż Judi Dench spisała się znakomicie.

Zmiany dotknęły również samochód, jakim jeździł 007. Miejsce Astona Martina zajęło BMW. Po raz pierwszy oficjalnym samochodem Bonda została marka niemiecka. Nie powinno być to większym zaskoczeniem biorąc pod uwagę fakt, iż w 1994 roku Bawarczycy przejęli brytyjskiego Rovera.

Współpraca trwała przy trzech filmach. Pierwszym modelem, który wziął udział w filmie był roadster Z3. Kolejnym flagowa limuzyna 750Li. Jednak wisienką na torcie zostało BMW Z8.

Zaprojektowanie dwuosobowego roadstera powierzono duńskiemu projektantowi Henrikowi Fiskerowi. Ten ponoć skrócił swoje wakacje by wziąć udział w projekcie. Efekt końcowy zdecydowanie wart był tego poświęcenia.

BMW Z8 to jeden z najładniejszych seryjnie produkowanych modeli firmy. Linia nadwozia jest bardzo stylowa i elegancka. Wyraźnie zaznaczone przetłoczenia błotników nawiązują stylem do legendarnego BMW 507. Podobieństw jest więcej. Tak, jak w 507 charakterystyczna nerka została mocno rozciągnięta. Na błotnikach obu aut umieszczono skrzela z wlotami powietrza i logo firmy. W Z8 element ten dodatkowo skrywał kierunkowskaz. Od skrzeli w kierunku tyłu biegło przetłoczenie, które zwieńczone zostało klamką drzwi. Ten prosty zabieg stylistyczny dodał autu jeszcze więcej sportowej elegancji.

Tył Z8 to prawdziwe dzieło sztuki. Bardzo agresywnie zaprojektowane tylne błotniki, nadspodziewanie miękką linią przechodzą w zgrabny tył. Całości dopełniają bardzo wąskie tylne lampy i trzecie światło stopu. Spód zderzaka został całkowicie zabudowany, aby ułatwić przepływ powietrza. Z otworów pod zderzakiem dyskretnie wystają końcówki układu wydechowego. Elementem, na który warto zwrócić uwagę, jest miejsce tablicy rejestracyjnej. Na krańcach owalnego przetłoczenia umieszczono dwa okrągłe światła przeciwmgielne. Nawiązują one do przodu auta, gdzie na granicy nerek zamontowano okrągłe światła drogowe. Takie rozmieszczenie świateł spowodowane było chęcią uniknięcia zaburzeń linii nadwozia.

Wnętrze Z8 zachwyca swoją urodą. Prostota i oszczędność osiągnęła tu poziom dzieła sztuki. Inaczej nie da się określić kierownicy – trójramienna, lecz każde ramię to cztery cieniutkie chromowane pręty. Przełączniki kierunkowskazów czy nawiewu formą nawiązują do lat pięćdziesiątych. Fisker zdecydował się na nietypowe dla BMW rozwiązanie i przeniósł zegary na środek deski rozdzielczej. Tradycyjnie dla marki zwrócono je wyraźnie w stronę kierowcy. Mimo stylistycznych nawiązań do stylu retro Z8 oferowało wszystkie możliwe udogodnienia z końca lat dziewięćdziesiątych, jak GPS czy przycisk Start-Stop. Za nagłośnienie odpowiedzialność wzięła firma Harman Kardon montując zestaw dziesięciu głośników o łącznej mocy 250W.

Pod maskę tak wyjątkowego modelu trafił równie nietuzinkowy silnik. V8 o pojemności 4,9 litra generował 400KM i 500Nm, co pozwalało na sprint do 100km/h w czasie poniżej 4,5 sekundy. Prędkość maksymalną ograniczono do 250km/h, co wydaje się zbrodnią. Na szczęście ograniczenie to można było usunąć i podróżować Z8 z prędkością blisko 300km/h. Warto zwrócić uwagę, iż silnik ten pozbawiony był jakichkolwiek turbin. Czysta moc płynąca z czystej inżynierii. Jednostka ta posłużyła także do napędzania M5 E39.

Tradycyjnie dla BMW napęd przenoszony był na koła tylne. W Z8 dostępna była tylko manualna, sześciobiegowa skrzynia. Dzięki idealnemu rozkładowi mas w stosunku 50:50 auto prowadziło się bardzo pewnie nawet przy maksymalnych prędkościach. Niestety, nigdy nie dane mi było poprowadzić osobiście tego auta, wierzę jednak na słowo autorom wielu testów.

Pierwotnie BMW założyło wyprodukowanie 250 ręcznie montowanych egzemplarzy, co miało być kolejnym nawiązaniem do modelu 507. Ostatecznie wyprodukowano 5703 auta, z których większość znalazła nabywców w USA.

Z8 w wersji seryjnej zaprezentowano w dziewiętnastym odcinku przygód Jamesa Bonda zatytułowanym „Świat to za mało”. John Cleese w roli R zareklamował go w charakterystyczny dla siebie sposób informując aż o sześciu uchwytach na kubki. Fakt, duża zaleta. Niestety, auto skończyło przecięte na pół i zatopione. Zanim to nastąpiło produkt Bawarczyków wziął udział w kilku scenach prezentując się bardzo dobrze.

Model Z8 znalazłem na Ogólnopolskiej Giełdzie Modeli im. Sławoja Gwiazdowskiego i wcale nie był pierwszym wyborem. Ponieważ sprzedający zaproponował bardzo rozsądną cenę za XJS Convertible i BMW, oba trafiły do kolekcji.

Na opakowaniu modelu widnieje kadr z filmu z autem oraz tytuł i logo agenta 007. Miniatura umieszczona została w charakterystycznej dla edycji dilerskich zamykanej szkatule. Obok nazwy auta umieszczono kolejne logo 007. Sposób prezentacji jest bardzo efektowny, choć otwierając szkatułę trzeba zachować daleko posuniętą ostrożność. Ma ona tendencję do zamykania się w dość niekontrolowany sposób, co może doprowadzić do uszkodzenia modelu.

Miniatura ma doskonale odwzorowane nadwozie. Jest to jedna z cech wyróżniających PMA spośród producentów modeli. Autko pomalowane zostało lakierem Titaniumsilver, tak jak jego filmowy pierwowzór. Warto nadmienić, iż nadwozie pozbawione jest jakichkolwiek wad lakierniczych. 

Na duże słowa uznania zasługują wloty powietrza z przodu i na błotnikach. Ich obwódki pomalowane zostały imitującym chrom srebrnym lakierem. Także lusterka boczne zostały nim pokryte. Niestety, zapomniano posrebrzyć klamek w drzwiach, a szkoda, ponieważ to piękny detal.

Bardzo dużą starannością wykazano się w odwzorowaniu świateł i kierunkowskazów z przodu modelu. Wyglądają niczym żywcem przeniesione z prawdziwego samochodu. Nie widać żadnych punktów mocowań, co nie jest standardem w skali 1:43.

Cieszą oko wzory felg z pięknymi szprychami. Za nimi widać tarcze hamulcowe i ich zaciski.

Wnętrze Z8 jest srebrno-czarne. Górna część deski rozdzielczej, panel klimatyzacji tunel środkowy oraz fragment tapicerki między fotelami zostały pomalowane w kolorze nadwozia. Na srebrnym pasie między siedzeniami Minichamps dołożył jeszcze logo Z8 na nieco ciemniejszym odcieniu srebrnej farby. Doskonały detal. Podobnie jak niesamowicie wyglądające klamry pasów bezpieczeństwa. Patrząc na nie zastanawiam się, kto zaakceptował tragicznie wykonaną kierownicę. Zamiast oddzielnych prętów w każdym z ramion mamy niedokładnie maźnięty farbką kawałek plastiku. Koszmar. Szkoda, że kierownicy nie wykonano z elementów fototrawionych.

A skoro o niedostatkach mowa, warto zwrócić uwagę na odwzorowanie tylnego oświetlenia. Dość poprawnie prezentują się tylne światła przeciwmgielne. I to jedyny pozytyw. Zamiast imitacji kloszy mamy ordynarnie wyglądające naklejki. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bolą oczy od patrzenia na tę fuszerkę.

Na kilka słów zasługuje także sposób otwierania maski. Tradycją w modelach BMW jest umieszczanie wzoru silnika pod otwieraną maską. Uważam to za piękny detal, a sam silnik także może być dziełem sztuki. Szczególnie V8. Niestety, aby go obejrzeć trzeba podważyć maskę, ryzykując uszkodzenie lakieru. Z kilkunastu posiadanych przeze mnie modeli bawarek tylko w Z1 i Z8 są problemy z otwieraniem maski. Oba zostały wyprodukowane przez PMA, więc nie jest to przypadłość tylko tego konkretnego egzemplarza.

Przez ponad rok nauczyłem się tak ustawiać BMW Z8 aby jego wady nie były widoczne na pierwszy rzut oka. Ten model jest jednym z większych rozczarowań właśnie ze względu na opisane wyżej niedociągnięcia. Gdybym miał go porównać do np. do drużyny piłkarskiej byłby niczym FC Barcelona z ostatnich lat. Hegemon na Camp Nou, i chłopiec do bicia zbierający w czapę w Lidze Mistrzów od Romy czy Liverpoolu na wyjazdach. Potencjał Z8 jest bardzo duży, jednak mnóstwo niedociągnięć nie pozwala w pełni cieszyć się modelem. Od razu jednak zaznaczam, nie ma opcji bym się go pozbył.

PS. Przepraszam najmocniej, że słowem nie wspomniałem o żadnej z partnerek i antagonistek Bonda. Każda z nich zasługuje na oddzielny wpis, a niestety, dość daleko odbiegłbym od tematyki bloga. Poza tym sądzę, iż o wiele lepiej obejrzeć je w akcji niż o nich czytać.












14 komentarzy:

  1. Arku, wiesz, że w kwestii Bondów pewnie nigdy się nie zgodzimy, ale pękłbym gdybym tego nie napisał. Wszyscy wiedzą, że Moore to najlepszy Bond;p przecież Craig jest zbyt nieokrzesany, zbyt szorstki, zbyt nie-bon-do-wy. Bardziej pasowałby do roli Putina, niż Bonda;) Pamiętam, jak po raz pierwszy zobaczyłem Brosnana w roli Bonda. Byłem przerażony, pomyślałem, że już gorzej być nie może. Oglądając przygody Craiga (bo przecież to nie Bond), zatęskniłem za Brosnanem, który z wiekiem coraz bardziej pasuje mi do wizerunku wykreowanego przez niezastąpionego Rogera Moore'a ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. También voto por Roger Moore.

      Usuń
    2. Nie, nie, nie... Moore był dobry, ale Craig jest lepszy. Pamiętaj że Bond jest sierotą. Musiał być bardzo samodzielny, na pewno nie miał łatwo jako dzieciak. Dlatego nieco łobuzerski wizerunek Craiga idealnie pasuje do roli. Ok, nie wygląda jak typowy amant, ale idealnie pasuje do nowego wizerunku stworzonego dla jego postaci.
      Ostatnio nawet obejrzałem Licencję na zabijanie i Timothy Dalton bardzo zyskał w moich oczach. Może nawet pokuszę się o Astona Martina V8 Convertible żeby poświęcić Daltonowi oddzielny wpis :)

      Usuń
    3. Ależ Arku, co też opowiadasz;) Craig to łobuz, nie robi niczego z czym nie poradziłby sobie Moore, a Roger przy tym zachowuje klasę i ogładę... zwłaszcza wizualną;) mówiąc, męskim językiem - z taką gębą nic nie zrobisz;P No i ta fryzura... ;)
      Dalton zawsze był dobry, sporo stracił przez fabułę słabego "W obliczu śmierci", ale nadrobił świetną "Licencją na zabijanie". Właśnie dziś, pod nieobecność małżonki rozpoczynam maraton Bondów;)

      Usuń
    4. Nunca hubo otro Bond, ni habrá como Sean Connery. En segundo lugar, Craig.
      Para mí Moore fue siempre como un payaso!

      Saludos!

      Usuń
    5. Veo que nos centramos en hombres reales en el papel de Bond. Si Connery no hubiera disputado abiertamente el papel de 007, lo habría apreciado más. Creo que Moore quería separarse de la imagen de Bond de Connery, por lo que fue más divertido y galante.
      Pero Craig combina sus mejores cualidades y él es mi número uno.

      Usuń
  2. Model jest piękna, pasuje do wszystkich twoich opinii.
    Uwielbiam wnętrze, szczegóły deski i pasy bezpieczeństwa (te wymienione, ale nie widać ich na żadnym zdjęciu!).
    Mówiąc o awariach, znajduję dwa: przednia szyba wygląda zbyt mocno lub zbyt pionowo. Zajmij za dużo miejsca.
    I kierownica. Nie przeszkadzasz mi, że to plastik. Zbyt wysokie położenie przeszkadza mi.
    I nadal lubię Rogera Moore'a.
    Przepraszam Sir Roger Moore

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację że szyba sprawia wrażenie zbyt pionowej. Do tego wycieraczki są zbyt duże. Nie jest to model nad którym można piać z zachwytu. Bardzo dziwią mnie niedostatki Z8, ponieważ ten model ma ogromny potencjał. Szkoda tym bardziej że nie ma w zasadzie żadnej alternatywy dla PMA. Model od IXO z serii Bond jest jeszcze słabszy.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Piękny modelik. Gratuluję zakupu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Cieszę się że się spodobał.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Una maravilla color plata.
    Bien por Minichamps, y por 007.
    Abrazo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Yo tengo el de IXO de caja negra y me parece muy buen modelo, realmente no noto demasiado la diferencia con este Minichamps. Si quieren pueden ir a mi blog a echarle un vistazo.

    En cuanto al modelo real, solo una vez pude ver uno en la calle aquí en España y me sorprendió su linea y su modernidad. Pero eso ya me lo esperaba, aunque no tanto...

    Saludos y felicitaciones para ustedes!

    p.d. ese gato me encanta en la foto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu Z8 es simplemente mejor. Minichamps no estuvo a la altura de la tarea. Demasiados errores en este modelo. Es una pena esta oportunidad perdida, porque el Z8 es uno de los roadsters más bellos y merece el más alto nivel de reproducción.
      Este gato es una combinación de mis dos gatos. Como ambos no encajaban en la imagen, elegí uno que reflejara sus mejores características. Además, un hogar sin perro o gato no es un hogar.
      Saluds!

      Usuń