niedziela, 18 września 2022

NSU Sport Prinz 1:43 Minichamps

Świat motoryzacji pełen jest ciekawych historii. Ich losy, to opowieści o prekursorach, którzy nierzadko poświęcali cały swój wolny czas i majątek, abyśmy dzisiaj mogli cieszyć się z rozwiązań, które nie były jeszcze jakiś czas temu takie oczywiste. Często bohaterowie Ci w skutek tych poświęceń kończyli tragicznie lub przynajmniej tracili wszelką płynność, a nawet godność. Był wśród nich major Isaak de Rivaz, konstruktor pierwszego dwusuwowego silnika spalinowego, czy sławny Nicolaus Joseph Cugnot, konstruktor pierwszego na świecie silnika parowego. Inteligentni, pomysłowi, a jednak nikt w ten czas nie potrafił docenić ich kunsztu wynalazczego oraz tego, co starali się zrobić dla rozwoju ludzkości.




To były jednostki ludzkie. Bywało jednak i tak, że w ten sam sposób kończyły także wielkie firmy. Kto z Was pamięta dzisiaj, chociaż by takich potentatów jak Panhard, Talbot, Horch, Nash, czy choćby Simca i wiele innych. Niewiele tych oryginalnych firm miało tyle szczęścia, co chociażby Citroen. Temu poszczęściło się i pozostał na rynku ze swoją marką. Przechodził z rąk do rąk. Bywał własnością Maserati czy Michelin. Właśnie, co warte zanotowania, to marki, tak oryginalne, jak ta z kołami zębatymi w emblemacie, starały się, aby świat motoryzacji nie był nudny. Wciąż wypełniały go niespotykanymi rozwiązaniami i jako te odważne przeważnie źle kończyły. Nie wytrzymały ciężaru, który zobowiązały się udźwignąć na swoich barkach. Podejmowali ryzyko. Ryzyko, które po pozytywnym przyjęciu ich pomysłów przez świat motoryzacji bez zbędnych wątpliwości wykorzystywaliby później wszyscy inni. Jednym z takich, którzy zaryzykowali swoje "Ja", by stać się cudzą własnością był niemiecki NSU. Właśnie o jednym z samochodów tej zapomnianej i nieistniejącej dziś marki chciałbym Wam dzisiaj opowiedzieć.


Fabryka z Neckarsulm, czyli stamtąd gdzie rzeka Sulm wpływa do rzeki Neckar miała bogate tradycje sięgające XIX wieku. Nic początkowo nie wskazywało na to, aby w przyszłości stała się tylko legendą. Zaczynała od produkcji maszyn włókienniczych, aby przemianować swoją specjalizację w wytwarzanie rowerów i ponownie wrócić do włókiennictwa. To, co najbardziej ożywiło NSU to motocykle, które osiodłane przez wybitnych kierowców w latach pięćdziesiątych zdobywały liczne światowe rekordy prędkości. Pod koniec tej dekady rozwinęła się w Neckarsulm produkcja samochodów. Wystartowano najpierw z najbardziej kojarzonym modelem Prinz. Był rok 1957 i NSU konstruowało jeszcze najzwyklejsze pojazdy dla ludu. U właścicieli firmy jak i konstruktorów zakiełkowała chęć wyróżnienia się. Zapisania się dużymi zgłoskami na kartach historii. Co prawda stało się tak, ale pociągnęło to tych odważnych ludzi wraz z marką, którą reprezentowali na dno. Opracowali silnik z tłokiem obrotowym, popularnie zwanym silnikiem Wankla. Pierwszym z aut, w których został ów zastosowany to NSU Spider Wankiel, czyli odkryta wersja nadwoziowa samochodu, który dzisiaj Wam zaprezentuję. Stopniowo udoskonalano ten zespół napędowy konstruując do Ro80 dwutłokowy rotor. W 1967 roku stworzono nawet spółkę z Citroenem, która nosiła nazwę Comotor. Dalsze prace nad udoskonalaniem tego silnika oraz problemy z jego uszczelnieniem doprowadziły do utraty kontroli finansowej przez właścicieli NSU, co poskutkowało wchłonięciem jej przez koncern Volkswagena w 1969 roku.


Filigranowe autko, które mam przyjemność Państwu dzisiaj zaprezentować nie objęła jeszcze era Wankla. Sport Prinz, bo o nim mowa, wywodzi się ze zwykłego modelu dla standardowej rodziny. Nazywał się po prostu Prinz, jeśli w ten sposób można się wyrazić po przetłumaczeniu na język polski. Książę, bo tak brzmi po przełożeniu na rodowity język, zobowiązuje do czegoś wyjątkowego. Jego piękniejszą odmianę coupe z przedrostkiem Sport stworzono właśnie w celu podniesienia prestiżu dobrze sprzedającej się małej limuzyny, a także samego NSU, jako całokształtu.


Sport Prinz to nie jest dzieło przypadku. Za jego oblicze odpowiadali południowcy, dokładnie z włoskiego biura projektowego Bertone. Jak widzicie po raz kolejny w przypadku moich miniatur wspominam o tej firmie i jeszcze nie raz o niej tutaj przeczytacie. Franco Scaglione stworzył takie samochody jak Alfa Romeo B.A.T. , Giulietta Sprint oraz wzór dla dzisiejszego bohatera, czyli Sprint Speciale.


W 1959 roku to malutkie coupe montowano we Włoszech, by po trzech latach przenieść jego linię produkcyjną do niemieckiego Neckarsulm. Do tego czasu zespół napędowy umieszczony w tylnej części pojazdu z pojemności 583 ccm i dwojga cylindrów osiągał 30KM. Ciekawym rozwiązaniem była pokrywa tego silnika, która otwierała się w stronę przeciwną do kierunku ruchu samochodu, co mocno utrudniało obsługę całości. W momencie, gdy już pełnoprawny NSU w 1962 roku opuszczał bramy niemieckiej fabryki jego silnik nieznacznie zmodyfikowano. Podniesiono pojemność skokową do 598 ccm. W 1964 roku na drogi wyjechała kolejna piękna wersja nadwoziowa Sport Prinza- Spider. Jednak opowieść o niej pozostawimy sobie na inną okazję. W 1967 po raz ostatni ten wyjątkowy samochód opuścił linię montażową fabryki NSU.


Przeszukując pewnego dnia portale aukcyjne spotkało mnie zaskoczenie i niespodzianka zarazem. Starając się pozyskać coś wyjątkowego do kolekcji wyszukiwałem właśnie tych producentów samochodów, którzy są mało popularni w świecie motoryzacji lub już po prostu nie ma ich w spisach istniejących firm samochodowych. Po wpisaniu w wyszukiwarkę NSU wyskoczyły mi wspaniałe zdjęcia znanego mi już z wcześniejszych transakcji sprzedawcy. Był na nich produkt Minichampsa pomniejszonego czterdzieści trzy razy Sport Prinz. Nigdy dotąd nie miałem pojęcia, że politycznie poprawna niemiecka firma NSU stworzyła tak wspaniałe maleństwo w dodatku z włoskimi korzeniami. Opisuję dla Was dzisiaj tą miniaturę, co oznacza, że nie potrafiłem jej sobie odmówić. Zauroczył mnie ten modelik i do dnia dzisiejszego cieszy niezmiernie oko.


Oceniając miniaturę muszę od razu przyznać się, że podoba mi się z każdej strony i jak bym miał na nią nie spojrzeć urzeka mnie. Szukając początkowego punktu zaczepienia zacznę nieszablonowo od wnętrza. Dominują tutaj trzy kolory. Srebrny to deska rozdzielcza, która jest symetrycznie wykonana. Posiada dwa daszki. Jeden skrywa zegary, natomiast drugi, naprzeciw pasażera służy zapewne podobnie jak w Corvette C1 dla zmiany kierunku ruchu na lewostronny. Pomiędzy tymi daszkami znajdują się wywietrzniki nawiewów. Czerwone są siedziska i oparcia foteli z przodu natomiast tylna ich powierzchnia tak samo jak i ławka dla dzieci z tyłu są beżowe. Tapicerka drzwi jest podzielona, góra czerwona, dół beżowy. Dzięki kombinacji tych kolorów wnętrze jest bardzo jasne i doskonale wyraźne, przez co można z całą pewnością pochlebnie wyrażać się o jego wykonaniu. Kierownica, drążek skrzyni biegów jak i dźwignia ręcznego hamulca to czarne elementy.


Przód "Sporta" jest bardzo szeroki, co dodaje mu męskich cech, takich jak postawność. Dodatkowo wizualnie stwarza to wrażenie stania "twardo na ziemi". Pokrywę bagażnika dzieli na połowę metalowa listwa, której początek tworzy emblemat NSU, natomiast koniec wieńczy dysza spryskiwacza przedniej szyby. Wycieraczki są srebrne, poza tym są delikatne, co wpływa pozytywnie na ich lekkość i odbiór wizualny. Metalowe są również listwy progowe oraz te, które biegną od reflektorów przez przedni błotnik do połowy płata drzwi. Lusterko zewnętrzne znajduje się tylko na błotniku po stronie kierowcy. Drzwi w Minichampsie nie posiadają szyb, posiadają natomiast metalowe klamki, które są oddzielnymi elementami. Słupek "b" ma ujemny kąt, który tworzy podobny kąt z ramą tylnej szyby. Dodaje to temu fikuśnemu pojazdowi dużo dynamiki. Tylne błotniki przechodzą w lampy tworząc skrzydła jak w amerykańskich krążownikach szos z końca lat pięćdziesiątych. Widać podobnie jak w Skodzie Octavii, czy Trabancie 601 ta moda przywędrowała także do NSU. Z tyłu spod zderzaka wystają dwie końcówki układu wydechowego. Obręcze kół są pomalowane na beżowo i założono na nie blaszane chromowe kołpaczki.


Gdzieś tam w moich gablotach powoli robię miejsce dla Spidera. Sądzę, ze te dwa modele będą świetnie się uzupełniać i odtwarzać razem pewną historię, która dla tej zapomnianej marki zakończyła się w 1969 roku. Miniaturę, którą dla Was dzisiaj opisałem polecam z całą odpowiedzialnością najbardziej wymagającym kolekcjonerom miniatur. Nie zajmie dużo miejsca, wielkością odpowiada mniej więcej Fiacikowi 126p z Kultowych Aut PRL-u.












2 komentarze:

  1. Very nice article. This model has become a most wanted. It's outstanding, a must have for me.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi! Thank you for your positive comment. I sincerely recommend you this extraordinary miniature, you will surely enjoy its uniqueness and quality of workmanship. Please visit our blog!

      Usuń