środa, 26 listopada 2014

JZS Jelcz 315 1:43 IST/DeAgostini



DeAgostini wypuszczając na rynek Jelcza 315 zdecydowało się tchnąć odrobinę życia w konającą kolekcję Kultowych Aut PRLu. Nie powiem, ów posunięcie mnie ucieszyło. Byłem jednak pełen obaw, biorąc pod uwagę coraz bardziej dołującą jakość modeli, czy ów Jelcz nie stanie się swego rodzaju ostatnim tchnieniem serii.  Po dokładnych oględzinach opisywanego modelu doszedłem do wniosku, iż… trudno orzec. 
Na pierwszy rzut oka model nie różni się znacznie od dostępnego w drugim obiegu Jelcza z kolekcji Atlasa. To oczywiście dokładnie ta sama miniaturka w zmienionej barwie i znacznie uproszczonej formie. Nie mówię tu o różnicach konstrukcyjnych, bo w tym przypadku nie ma oczywiście żadnych. Mam na myśli szczegółowość malowania. Już na pierwszy rzut oka widać, iż nasz model nie posiada uszczelek wokół okien, co znacznie ujmuje mu efektowności, zwłaszcza, że pomalowany jest na biało. Niestarannie i nierówno położony lakier miejscami zdaje się być zbyt gruby, przez co zalewa linie podziału blach i również pogarsza efekt końcowy. Jest to jednak indywidualna przypadłość, gdyż w tej kwestii posiadane przeze mnie egzemplarze znacznie się różnią, czego niestety nie można zaliczyć in plus. Nie podoba mi się także plastikowy wlot powietrza, w którym nie sposób dopatrzeć się jakiejkolwiek głębi. Byle jak pomalowano również kierunkowskazy i całkowicie zapomniano o obrysówkach na dachu kabiny. Być może to moje wrażenie, ale elementy podwozia Atlasowskiego Jelcza wykonano z nieco lepszej jakości plastiku. Cóż, gdyby Atlas zdecydował się wydać swoją serię w Polsce z pewnością ich model kosztowałby znacznie więcej niż to, co zaserwowało nam DeAgostini. Osobiście trochę żałuję, że DeAgostini stawia na „budżetowe” modele. Wolałbym wydać kilkadziesiąt złotych i otrzymać pełnowartościowy produkt zbliżony przynajmniej do wypustów Atlasa czy Altaya. Zdaje sobie sprawę, że wówczas grono odbiorców, a tym samym zysków oficyny znacznie by się skurczyło. Wróćmy jednak do Jelcza. Zamysł ożywienia serii jak najbardziej mi się podoba. Z pewnością pozwala mieć nadzieję, że za jakiś czas dostaniemy do łapek Kamaza, czy może nawet kultową Skodę Liaz, od których swego czasu na polskich drogach po prostu się roiło. Chociaż, może to tylko pobożne życzenia. 
















2 komentarze:

  1. Świetny ten Jelczyk. Ten niebieski co prawda lepiej dopracowany ale biały też nie najgorszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie najgorszy - to z pewnością najtrafniejsze jego określenie. Gdyby dało się go bardziej "okroić" DeA z pewnością by to zrobiło. Być może będzie z niego fajna baza do jakiejś konwersji.

      Usuń