niedziela, 18 kwietnia 2021

McLaren 650S Spider 1:43 TSM

Jak niemal każdy dzieciak pasjonowałem się motoryzacją. W szarej, smutnej rzeczywistości PRL, wydarzeniem było zobaczenie nowego auta z Zachodu czy Japonii. Ratunkiem była prasa. W kioskach Ruchu dostępny był tygodnik „Motor”. Niestety, nie zaspokajał mojej chęci poznawania nowości motoryzacyjnych. Pewnego dnia odkryłem Empik przy ul. Kasprowicza, a w nim niemieckie „Auto Bild” i „Auto, motor und Sport”, pełne kolorowych zdjęć, testów i ciekawych artykułów. Tyle, że niewiele z prezentowanych aut można było spotkać na polskich ulicach.



Miałem to szczęście, że mieszkałem w pobliżu giełd motoryzacyjnych. Najpierw na Okęciu, potem na Bemowie. Uwielbiałem te miejsca. W niedzielę wstawałem wcześnie, by patrzeć na sznur aut jadących na plac. Czasem udało się wypatrzeć perełkę w postaci Mercedesa W201 czy W124. Niemal co tydzień męczyłem tatę, byśmy poszli na giełdę. Nie zawsze się udawało. Gdy podrosłem, chodziłem tam z kolegami. W tym czasie zwykłe auta przestały robić na mnie wrażenie. Wypatrywałem amerykańskich krążowników, luksusowych Mercedesów czy Jaguarów. Jednak prawdziwym wydarzeniem było zobaczenie supersamochodu. W owym czasie takim autem było Porsche. Aston Martina, Lamborghini czy Ferrari można było zobaczyć na zdjęciach lub w kinie. Giełdowe Porsche było przedmiotem ożywionych rozmów pryszczatych nastolatków przez kilka dni. W końcu, to było wydarzenie!


Z biegiem czasu Porsche spowszedniało do tego stopnia, że mijając je na ulicy, niemal nie zwracam na nie uwagi. Znak czasów. Ferrari i Lambo robią wrażenie, jednak nie wzbudzają takiej ekscytacji jak dawniej. Może, dlatego, że ich produkcja przeszła z setek do tysięcy egzemplarzy. A może przez produkcję SUV? Przede wszystkim jednak, przez niesforną trójkę z „Top Gear”. Clarkson, May i Hammond prezentowali w programie takie auta, przy których auta z Italii wyglądają, hmm… poczciwie. Moją wyobraźnią zawładnęli producenci tacy, jak Pagani, Koenigsegg i McLaren.


Nie pamiętam dokładnej daty, jednak musiała to być połowa lat osiemdziesiątych. Brat podarował mi ni to książkę, ni to broszurę, o niewiele wtedy mówiącym tytule „Rok McLarena”. Autorką była nieznana mi Nina Lengyel. W niesamowity sposób opisała wydarzenia sezonu 1984 w królowej sportów motorowych, jaką jest Formuła 1. Rywalizację zdominowali kierowcy teamu McLaren-TAG, Niki Lauda i Alain Prost. Tytuł najlepszego kierowcy trafił w ręce Austriaka, który pokonał zespołowego partnera o pół punktu. Pani Lengyel zasiała ziarno, z którego wyrósł wielki fan F1 i McLarena właśnie. Z niewielką przerwą na czas, gdy występował w nim Lewis Hamilton. Ot, fanaberia.


Uważnie śledziłem losy zespołu i firmy, choć za Żelazną Kurtynę docierały tylko strzępki informacji. Nie było regularnych transmisji w TV, Internetu, a w Dzienniku mogliśmy się dowiedzieć, jak wszyscy zazdroszczą nam wszystkiego. Prawie jak dziś.


W 1993 roku McLaren zaprezentował światu pierwsze w swojej bogatej historii auto drogowe. McLaren F1 był… Chyba określenie supersamochód najlepiej go określa. Piękne nadwozie, niesamowite osiągi, rewelacyjne zawieszenie. Wyposażony w V12 od BMW był najszybszym samochodem dopuszczonym do ruchu z imponującą prędkością 388km/h. Brytyjczycy przenieśli technologię z torów F1 na drogi publiczne. Nawet kierowca siedział centralnie, zaś dwoje pasażerów usadowiono za nim.


Produkcję F1 zamknięto w 1998 roku. Wspólnie z Mercedesem McLaren opracował model SLR McLaren, trudno jednak uznać go za samodzielny projekt firmy. Nie znaczy to, że Anglicy próżnowali. W 2009 premierę miał MP4-12C, który wszedł do produkcji dwa lata później. Nie był tak przełomowy, jak F1, jednak również on zdobył uznanie nabywców i dziennikarzy. 


W 2014 pokazano 650S, będące rozwinięciem MP4-12C. Ten samochód to orgia dla zmysłów. Szalenie aerodynamiczne nadwozie z włókien węglowych jest zapowiedzią niesamowitych wrażeń. Kształt świateł, wlotów powietrza w przednim pasie i z boku wyraźnie nawiązuje do logo McLaren Automotive. Do napędu użyto silnika własnej konstrukcji. V8 o pojemności 3,8 litra, z podwójnym doładowaniem. Jednostka ta zdobyła nagrodę International Engine of the Year. 650KM i 678 niutonometrów pozwalają na sprint do 100km/h w zaledwie 3 sekundy. Po kolejnych sześciu prędkość się podwaja. Prędkość maksymalna to 333km/h. Wow!


By auto prowadziło się perfekcyjnie zastosowano niezależne zawieszenie kół i wsparto adaptacyjnym systemem ProActive Chasis Control (PCC). Określenie „jazda jak po szynach” zyskało nowy wzorzec. Potężna moc przenoszona jest za pomocą siedmiobiegowej skrzyni wyłącznie na tylną oś. Tym autem trzeba umieć jeździć, o czym przekonało się wielu kierowców. Nawet w Polsce głośna była historia pracownika komisu, który wziął 650S na przejażdżkę i rozbił auto na drzewie. Takich sytuacji było całkiem sporo na świecie. Ten samochód nie wybaczał błędów.


Wnętrze sprawiało wrażenie ascetycznego. Kierownica nawiązywała do wyścigów F1. Wskaźniki zdominował obrotomierz, zaś konsola środkowa ograniczona została do wąskiego paska z niezbędnymi przyciskami. Jednak 650S oferował takie udogodnienia jak klimatyzacja, nawigacja z dużym ekranem, a nawet kamera cofania. Produkcję zakończono w 2017 roku, gdy zadebiutował model 720S.


Choć jestem fanem McLarena, w kolekcji mam zaledwie dwa modele ich aut, plus Mercedes SLR McLaren. Nie żebym nie chciał uzupełnić zbioru o kolejne miniatury. Po prostu jakoś się nie złożyło.


650S Spider wypatrzyłem w jednym z naszych sklepów z modelami zupełnie przypadkiem. Obiektem moich poszukiwań był Trabant P50 Kombi z serii IST. Przy okazji zamówiłem McLarena. 


Miniatura zrobiła na mnie gigantyczne wrażenie. Nadwozie pomalowane lakierem volcano blue prezentuje się wybornie. Każdy szczegół jest doskonale odwzorowany. Przetłoczenia i łączenia elementów nadwozia wykonano z ogromną starannością. Niezwykle łatwo zachwycić się tym modelem. Trudno się dziwić, wszak producentem jest uznana firma TSM. 


Oglądając zdjęcia, zwróćcie uwagę na takie szczegóły jak wykonanie tylnego pasa z pięknie zrobionym wydechem, dyfuzorem i rewelacyjnymi światłami. Przez niewielką szybę w klapie silnika można podziwiać fragment jednostki napędowej. Wzrok przyciąga również perfekcyjne żebrowanie wlotów powietrza na masce. 


TSM idealnie oddał przód auta. Pełny zaokrągleń i przetłoczeń wygląda niezwykle naturalnie. Nie zaburza go absolutnie żadna niedoskonałość. Genialnie prezentują się przednie światła, choć niełatwo było odtworzyć ich kształt. 


Podobnie prezentuje się linia boczna, zdominowana przez przetłoczenie prowadzące strugę powietrza do skrzeli umieszczonych za drzwiami. Idealnie wpasowane, pokryte imitacją kevlaru, nadają dynamiki miniaturze. 


Wnętrze prezentuje się nadzwyczajnie. Czarna tapicerka fantastycznie kontrastuje ze srebrnym wykończeniem konsoli środowej i uchwytów na drzwiach. Co więcej, każdy przełącznik jest doskonale widoczny. Wspaniałym smaczkiem są klamry pasów bezpieczeństwa, detal obowiązkowy w tak dobrze wykonanym modelu. Całości dopełnia czerwona obwódka foteli, nadając wnętrzu sportowego sznytu. Pewnym niedociągnięciem jest zastosowanie połyskliwego plastiku we wnętrzu. W 650S zastosowano alcantarę, jako materiał wykończeniowy tapicerki, zaś kokpit pokryty był materiałem nieodbijającym światła. 


Model pełen jest detali, które mogą umknąć przy pierwszym spojrzeniu. Genialnie prezentują się chromowane felgi, z podwójnymi ramionami. Równie efektownie odwzorowano tarcze i zaciski hamulców. Ich misterne kształty ozdobiono logo McLarena. Na progach umieszczono kalkomanie z oznaczeniem modelu. Warto zaznaczyć, że literka S ma kolor krwistoczerwony, podczas gdy cyfry są białe. Cudowne połączenie. Przednią maskę i tylny pas zdobią znaczki McLarena, perfekcyjnie umieszczone, stanowiące przykład niezwykłej staranności TSM.


Całości dopełnia niezwykle elegancka biała podstawka z nazwą modelu i logo producenta oraz efektowny biały kartonik.


Z czystym sumieniem polecam Wam tę miniaturę. Jest doskonale wykonana i może stanowić ozdobę każdej kolekcji. To także kolejny przykład, jak wdzięcznym do obróbki materiałem jest żywica. 














4 komentarze:

  1. Los McLaren GT de estos años son maravillosos.
    Y si la miniatura es de True Scale es un combo perfecto.
    Abrazo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Este es el modelo perfecto. ¡Me gusta el!
      ¡Saludos!

      Usuń
  2. Curiosamente, me pasa como a ti, tengo muy pocos McLaren. Pero me encantan los que tengo! Mi preferido, el F1, claro!

    Vi un 650 Spider como el tuyo pero en naranja y me obsesioné un poco con esa miniatura, pero resultaba cara. Por eso acabé comprando el Mp4 12C de AutoArt, a muy buen precio. Es otro modelo que te puedo recomendar vivamente.

    Te dije que me encantó tu McLaren?

    Saludos!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ¡Hola amigo!
      Hace solo unas semanas, pude comprar un MP4-12C. En el único color naranja correcto. Tienes razón, ¡es genial!
      ¡Saludos!

      Usuń