sobota, 4 lutego 2023

Alfa Romeo G.P. P2 1924r. Minichamps

Z głębokim żalem zawiadamiam, że w dzisiejszym Świecie brakuje romantyzmu, jakkolwiek by to rozumieć. Obserwując ludzi na przystanku autobusowym zauważam, jak silnie wpatrują się w ekrany smartfonów nie dostrzegając nic poza tym. Nie zauważają siebie nawzajem, tracąc możliwości bliższego poznania się lub chociażby zwykłej rozmowy. Młodzież wybiera możliwość spędzania wolnego czasu w domu grając w gry, zamiast bawić się z rówieśnikami na świeżym powietrzu. Jeszcze niedawno, gdy przyszło mi dorastać wszystko wyglądało całkiem inaczej. 



Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w pewnych aspektach było nieporównywalnie lepiej. Kontakt wzrokowy między ludźmi był czymś codziennym, tak samo, jak rozmowy prowadzone z pasją i ciekawością drugiego człowieka. Na kontakt od drugiej osoby czekało się tygodniami zaglądając do skrzynki pocztowej za listem napisanym odręcznie. Bywało także, że na telefon od ukochanej osoby oczekiwało się całymi dniami w domu. Nie było komórek, które stały się swego rodzaju kajdankami dla człowieka. Dawniej wychodząc z domu stawałeś się wolnym człowiekiem. Nikt do Ciebie się nie dodzwonił. Wiadomo, że są zwolennicy jak i przeciwnicy czasów minionych i tych, które mamy obecnie.


Technologia wywołała duże, nieodwracalne zmiany nie tylko, jeśli chodzi o zachowania człowieka w relacjach z innymi ludźmi. Dotyczy to także innych aspektów życia. Pominę już sytuacje, w których ta stopniowo doprowadza do tego, że stajemy się niezdolnymi do samodzielności. Niezdolnymi do bycia zaradnymi życiowo, do radzenia sobie z podstawowymi problemami dnia codziennego. Autonomizacja i wszechobecna komputeryzacja robią z nas inwalidów. Jednak, prawdę mówiąc, zbaczam coraz bardziej od tematu, który chciałbym dzisiaj poruszyć. Co prawda, nie będę mógł dzisiaj bronić w argumentach tego, o czym chcę opowiedzieć. Zmiany, które zaszły na przestrzeni lat w tematyce, o której dzisiaj chcę napisać, wpłynęły na bezpieczeństwo tej dziedziny. Odebrały jej jednak romantyczną idee, coś, co powodowało, że wszystko to "smakowało" kiedyś inaczej.


Rajdy samochodowe i królewskie wyścigi Grand Prix nazwane w późniejszych czasach F1, bo właśnie o tym dzisiaj chciałbym nadmienić. Latami kierowcy tych bolidów walczyli o własne bezpieczeństwo, jak i widzów oglądających na żywo z trasy ich zmagania. Wśród nich Jacky Stewart, czy Niki Lauda, który sam na własnej skórze przekonał się jak bardzo jest to niebezpieczny sport. Ochrona głowy jak i reszty ciała tych sportowców uległa diametralnej zmianie. Kaski i kombinezony chronią ich najlepiej, jak mogą, przed ogniem i różnymi innymi niebezpieczeństwami. Samochody z karoseriami z włókien węglowych, kevlaru i innych wytrzymałych materiałów, zabezpieczają teraz tych tytanów kierownicy setki razy lepiej, niż było to u prekursorów tych sportów. Poprawiły się także zabezpieczenia na torach wyścigowych  oraz zmiany w przepisach wyścigów. Dotyczy to także kibiców. Do bolidów trafiła także elektronika, która w niesprzyjających sytuacjach pomaga wyjść kierowcy z opresji. Niestety, ale wpływa także na osiągnięcia człowieka za kierownicą wytykając mu najdrobniejsze błędy. Wielu musiało zginąć, aby to wszystko stało się codziennością. 


Właśnie ze względu na poprawę bezpieczeństwa oraz ułamki sekund i do krzty poprawny, komputerowy tor jazdy ten sport stracił swój romantyzm. Do końca lat pięćdziesiątych ci drogowi szaleńcy wsiadali do potworów buchających spalinami tak, jak przyjechali z domu. Były to najczęściej mokasyny, eleganckie spodnie i koszulki polo. Na głowę zakładali zwykłe hełmy, a oczy osłaniali goglami. Właśnie, dlatego ludzie ci kojarzą mi się z takimi średniowiecznymi gladiatorami. Ryzykowali swoje własne zdrowie, a nawet życie dla fabryk samochodowych, kibiców, czy w końcu dla wielkiej chwały. Bez pasów bezpieczeństwa z niezabezpieczonymi zbiornikami paliwa. Skóra w bliskim kontakcie z rozgrzanymi do czerwoności rurami wydechowymi. Prymitywne zawieszenia i nierzadko hamulce sterowane, jak w rowerze za pomocą linek. Te pojazdy osiągały prędkości zbliżone do 300 km/h. Tory wyścigowe bez barier ochronnych. Bywało także i tak, że wyścigi odbywały się po luźnych nawierzchniach w tumanach kurzu. Jacy to byli mężczyźni, prawdziwi rycerze kierownicy.


Nie inaczej było w przypadku mistrzów, którzy zasiadali za kierownicą dzisiejszego bohatera tekstu, czyli Alfy Romeo P2 z 1924 roku. Jego poprzednik P1 z 1923 roku był wielkim niewypałem, nie ukończył nawet jedynego wyścigu, w którym wystartował. Wszystko odmieniło się dzięki wielkiemu konstruktorowi Vittorio Jano. Po dwunastu latach pracy dla Fiata oddał swój talent właśnie dla Alfy Romeo. To z jego rąk powstał ośmiocylindrowy rzędowy silnik, który poruszał ten bolid do walki o zwycięstwo. Cylindry były łączone po dwa oddzielnymi głowicami, a zawory ssące i wydechowe były sterowane oddzielnymi wałkami rozrządu. Początkowa moc w pierwszym roku startów w Grand Prix wynosiła 134KM dzięki sprężarce Roots zamontowanej na przodzie wału korbowego. Z biegiem czasu udoskonalano ten silnik, by w ostatecznej formie w sezonie roku 1930 osiągał 175KM. Dysponował wtedy dwoma sprężarkami oraz gaźnikami. Kierowca miał od początku do dyspozycji czterobiegową przekładnię, a nad sprawnością auta czuwał mechanik, dla którego przewidziano miejsce z lewej strony.


Alfa P2 była tak doskonałą maszyną, że już w pierwszym Grand Prix w Lyonie Giuseppe Campari osiągnął, jako pierwszy linię mety. Wyścig miał długość 810km, a średnia prędkość całego przejazdu wynosiła 114,2km/h. W tym samym roku w Grand Prix Włoch cztery pierwsze miejsca na podium należały właśnie do P2. Zdobyli je kolejno Campari, Ascari, Wagner i Minoia. Świadczy to o tym jak dopracowany i bezkonkurencyjny był to wtedy bolid.


Miniaturę Alfy Romeo P2 z 1924 roku w pomniejszonej czterdzieści trzy razy skali odwzorował Minichamps. Producent umocował go w większej jak zwykle gablotce z limitowanym czerwonym pudełkiem. Modelik był prezentem, który kiedyś znalazłem pod choinką. Czerwona Alfa ma mnóstwo detali rzucających się od razu w oczy. Przód to między innymi korba rozruchowa silnika, nieosłonięte błotnikami zawieszenie przednie w postaci sztywnej belki, zwrotnic oraz resorów półeliptycznych. Ponadto od przedniego i tylnego zawieszenia, wzdłuż karoserii zamocowane są drążki skrętne w postaci cieniutkich płaskowników. Z prawej strony biegnie również kolumna kierownicy. Widoczna jest rama, do której między innymi przymocowano silnik. Miska olejowa widoczna jest w spodniej części modelu. Na atrapie chłodnicy, pokrywie silnika oraz tylnej części pojazdu namalowano numer startowy "10". Na pokrywie silnika znajdują się również dwie czterolistne koniczyny wpisane w białe trójkąty. Znawcy wiedzą, że ten znak to "Quadrifoglio verde". Oddzielne elementy to wlewy wody do chłodnicy, oleju do silnika oraz benzyny w tylnej części auta. Pasy mocujące maskę silnika są niestety namalowane. Znam przykład tańszego producenta, firmy Brumm, który na miniaturze wyścigowego Fiata Mefistofele zrobił takie paski w postaci osobnego plastikowego elementu. Z lewej strony znajduje się rura wydechowa, a także małe okienko, przez które widoczny jest element silnika, którego nie jestem w stanie zidentyfikować. Czarne szprychowe obręcze kół przymocowane są za pomocą centralnych nakrętek motylków. Do oceny pozostało wnętrze. Znajdują się tam dwa fotele. Są to miejsca dla kierowcy i mechanika, z tym, że ten drugi jest cofnięty, co widać także po wykroju karoserii. Kierownica czteroramienna o drewnianym wieńcu ma dużą średnicę, co zapewne nie ułatwiało szoferowi prowadzenia tego bolidu. Pomiędzy fotelami wie dźwignie, z tym ta jedna na pewno służyła do zmiany biegów. Kierowcę osłania mała szybka, a tuż obok niej zamontowano lusterko wsteczne. 


Bolid GP F1 w wykonaniu Minichampsa to kawał dobrze wykonanego modelu. Detale cieszą oczy i był bym za tym, aby producent ten wypuścił jeszcze wiele innych wyścigowych pojazdów dla kolekcjonerów lubujących się w tej skali. 














2 komentarze:

  1. Fajny model . A swoją drogą seria z czerwonymi pudełkami wyszła już dość dawno. Ja pierwszy i jedyny jak dotąd model z tej serii - Giulia Sprint GTA kupiłem w lutym 2006 roku. Miłośnikom taich starych aut polecam relacje na Youtube z wyścigów samochodów zabytkowych na torzeGood wood
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Maravilloso Alfa Romeo P2 Szymon, una delicia de Minichamps.
    Abrazo!

    OdpowiedzUsuń